środa, 2 stycznia 2013

Nic dobrego....

Nowy Rok zaczęliśmy od dziwnych dolegliwości, bynajmniej nie przejedzeniowych, tylko coś na znak grypopochodnych. Do lekarzy nie można się dostać, apteki recept nie realizują, bo coś tam w systemie rypło i zostaliśmy zdani na sami na siebie i domowe sposoby.
Przyznaję się bez bicia, że nie przepadam za zimą z dużymi opadami śniegu, ale po tej aurze, która nas uraczyła od Wigilii, kilkudniowe halne, złowieszcze mgły, a na domiar dzisiejsze opady deszczu z śniegiem, to nawet jestem za kilkucentymetrowym śniegiem z 10 stopniowym mrozem i słoneczkiem i za widokami typu:
 
Nawet nasz uparty pies docenia wtedy ciepło domowych pieleszy:
Przylatują do nas interesujący goście, chociaż trochę płochliwi, ale czasami dają się sfotografować:

















Sympatyczni, chociaż po nich zostaje straszny bałagan na balkonie i pod nim:


 
Niektórzy wolą jednak być obserwowani z odległości:
 
Moich Rodziców z kolei odwiedzał bardzo nie typowy gość, rzadko w tych terenach kiedyś spotykany:
 
 
 
W tę zimę trudno o fotki z ich udziałem, bo jest ciepło i rzadziej zaglądają do nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarze